J. E. Ks. Jaczewski, Biskup Lubelski, w dniu 1 maja r. b. rozpoczął nowy objazd swojej djecezji.
Zwiedziwszy parafię Częstoborowice, Żółkiewkę, Turobin i Goraj, Jego Ekscelencja z kolei w dniu 9-ym maja r. b. przybył do Janowa Ordynackiego, witany po drodze w Chrzanowie przez miejscowe włościaństwo i w Godziszowie przez zarząd klucza Ordynacji Zamoyskich. Dwadzieścia kilka lat upłynęło od ostatniego pobytu w Janowie Biskupa Wnorowskiego; to też mieszkańcy miasta i okolicy z zapałem przystąpili do przygotowań, aby należycie uczcić i godnie powitać Dostojnego Gościa. Staraniem, pracą i kosztem mieszkańców zbudowano bramy tryumfalne, strojne zielenią i wieńcami: jedną przy wjeździe do miasta od strony Biłgoraja z napisami: „Witaj Pasterzu nasz” i „Nie zapominaj o nas”, powitalnym i pożegnalnym, tędy bowiem ks. Biskup wjechał do miasta i tędy następnie W dalszą udał się drogę; drugą bramę wzniesiono w środku miasta na rynku z inicjałami ks. Biskupa F. J. i z napisem „Ojcze błogosław pracy Twoich dzieci“; trzecią przed kościołem z napisem “; czwartą nieopodal kościółka i plebanji na przedmieściu Białej z napisem „Wesoły nam dzień nastał” i „Ciebie Boga chwalimy”. Na moście, tak zwanym „murowanym”, po za miastem od strony Goraja dróżnicy szosowi urządzili girlandę ozdobną z wyobrażeniem insygnjów biskupich. Zarząd zaś Ordynacji Zamoyskich przystroił świerkami drogę od Janowa do Obrówki i urządził bramy w Szklarni i Momotach na gościńcu, wiodącym z Janowa do Huty Krzeszowskiej, jako do dalszego celu podróży ks. Biskupa.
Kościół w Janowie, pod kierunkiem miejscowych księży wikarjuszów: Zawiszy, Kubickiego i Kruszyńskiego, został zewnątrz i wewnątrz odświeżony i pięknie przyozdobiony flagami, girlandami i zielenią.— Główne ulice miasta obsadzone świerkami; bramy tryumfalne i plac przed kościołem ozdobione obficie chorągiewkami w kolorach narodowych.
W chwili oczekiwanego przybycia J. E. ks. Biskupa groźne chmury zawisły nad miastem; ulewa w jednej chwili zniweczyć mogła całą uroczystość; widnokrąg sposępniał. Nie wstrzymało to jednak ludności od tłumnego zgromadzenia się przy wjeździe do miasta, aby powitać Dostojnego Gościa. Na powitanie to wyszła również procesja kościelna z księdzem kanonikiem Ostrowskim i z udziałem licznie przybyłego z okolicy duchowieństwa.
Przybycie Biskupa poprzedziła strojna banderja włościańska w kilkaset koni, w malowniczych strojach ludowych, z kokardami na piersiach; banderja ta jednak, towarzysząca ks. Biskupowi od samego Goraja, do miasta wpuszczona nie została.
Gdy kareta, wioząca Biskupa wraz z towarzyszami podróży: ks. Leonem Wydżgą i dziekanem Krasnostawskim ks. Majewskim, ukazała się w pobliżu, potężny i długo niemilknący okrzyk: „Niech żyje!” uniósł się nad kilkutysięcznym ludem. Przed bramą tryumfalną, niby przed granicami miasta, pierwsza powitała ks. Biskupa deputacja ludności żydowskiej Chlebem i solą. W bramie zaś wystąpiła z powitaniem delegacja chrześcijańska mieszczan Janowskich, w imieniu której p. Brojerski ofiarował chleb i sól, Andrzej zaś Kuliński, niedawny wyborca do Dumy Państwowej z Janowa, wygłosił następującą przemowę:
„Z radością i miłością witamy Waszą Ekscelencję pośród nas.
„Nieraz już czyny Waszej Ekscelencji, nieraz wzniosłe i stanowcze Jego słowa, dochodząc do nas, zapalały serca nasze miłością ku Niemu.
„Obecnie, nie bacząc na trudy dalekiej podróży, przybywa Wasza Ekscelencya do nas, do naszej okolicy, aby umocnić nas w wierze, aby przykładem swoim zachęcić nas do wytrwania w obowiązkach naszych, aby samym widokiem swoim, jak gdyby nadzieją lepszego jutra, pokrzepić tych, którym serca zwątlały wśród obaw dnia dzisiejszego.
„Najdostojniejszy Pasterzu! Niechaj to uroczyste powitanie, ta żywa radość, jaką Widzisz wokoło, ta gorąca miłość, jaką są przejęte serca nasze, będą wyrazem uczuć, jakie żywimy dla Ciebie, jako dla Arcykapłana naszego Kościoła i wzorowego Obywatela naszego kraju! Niechaj ta radość i miłość będą wobec Ciebie najlepszym dowodem, iż chociaż sami słabi na duchu, lecz wzorem Ojców naszych — w tych smutnych czasach — łączymy i zawsze łączyć pragniemy umiłowanie naszej Ojczyzny i naszej przeszłości z przywiązaniem i wiernością dla Kościoła rzymsko-katolickiego, jako wiary przodków naszych!
„Jego Ekscelencya ks. Biskup Jaczewski niech żyje!“
Okrzyk ten, powtórzony przez wielotysięczne usta, długo grzmiał echem nad miastem i po okolicznych lasach.
Biskup wysiadł z karety i, powitany przez księdza kanonika Ostrowskiego i duchowieństwo, poprzedzany przez procesyę kościelną z obrazami i chorągwiami, przez dziewczęta w bieli i dzieci, sypiące kwiaty pod stopy Pasterza, otoczony wieńcem krakowianek, udał się do kościoła parafialnego, wsparty na ramionach mieszczanina i siermiężnego chłopa. Przy dźwiękach orkiestry miejscowej, wśród grania dzwonów kościelnych i śpiewów duchowieństwa, zwolna i majestatycznie, niby wstęga różnobarwna, posuwał się olbrzymi pochód długą i szeroką ulicą Zamojską, obok ogrodu miejskiego z pomnikiem Kościuszki, wśród morza głów ludzkich i zieleni. Okna i balkony wielu domów i mieszkań zdobiły dywany, wieńce i kwiaty. Porządek wzorowy utrzymywała straż honorowa, utworzona z obywateli miejscowych przez p. Stanisława Strużyńskiego; od bramy zaś na rynku i w samym kościele, wobec zwiększonego naporu tłumu, obowiązek utrzymania porządku i bezpieczeństwo ogólne wzięła na siebie nowo- zacięźna ogniowa straż ochotnicza.
Tymczasem zwolna rozstępowały się groźne chmury, bez burzy i deszczu, i słońce blaskiem swoim dodało uroku i powagi wspaniałemu pochodowi.
W bramie tryumfalnej pośrodku rynku spotkali Biskupa Chlebem i solą członkowie dozoru kościelnego, mając na czele p. Feliksa Kollatorowicza, jako przedstawiciela Ordynacyi Zamoyskich, i p. Aleksandra Tyszkiewicza, obywatela miejscowego, który wypowiedział podniosłą przemowę.
Wreszcie witany raz jeszcze w bramie kościelnej przez ks. kanonika Ostrowskiego i duchowieństwo, wkroczył Dostojny Pasterz w progi świątyni i po krótkiej religijnej ceremonji zasiadł na wspaniałym tronie biskupim. Wkrótće wstąpił na kazalnicę czcigodny ksiądz kanonik Ostrowski, dziekan miejscowy, administrator rozległej parafji Janowskiej, aby szczegółowo, w długiej mowie zdać ks. Biskupowi sprawę ze stanu powierzonej mu owczarni.
Prostemi, nieszukanemi słowy, z uczuciem, płynącem z serca, odmalował najpierw mówca radość swoich parafjan na wieść o przybyciu Biskupa, zapał, z jakim zabrano się do przygotowań na tę rzadką uroczystość, ofiarność, z jaką nie żałowano pracy i kosztów na godne powitanie Dostojnego Gościa. Opowiedział następnie dzieje kościoła Janowskiego i dawnego klasztoru Dominikańskiego, oraz stan ich opuszczony w chwili objęcia przez siebie zarządu parafją, grożący budowlom wskutek otwarcia się źródeł wśród fnndamentów kościelnych. Zaznaczył więc swoje troski i zabiegi, pracę i koszta, jakie ponieść wypadło, aby nietylko zapobiedz ruinie, lecz i utrwalić fundamenta i mury kościelne na przyszłość.
Zbiornik czystej wody źródlanej nieopodal kościoła, mury, spięte u góry potężnemi żelaznemi ankrami — są widomym dowodem tych trudności, jakie pokonać wypadło kapłanowi—obywatelowi na swoim posterunku.
Następnie wskazał ksiądz kanonik konieczność gruntownej restauracyi miejscowego kościoła, zamierzonej w niedalekiej już przyszłości na znaczną sumę 31000 rb.; pewność zebrania tej kwoty oparta jest na doświadczonej już ofiarności parafjan i Ordynata Zamoyskiego, jako kolatora Janowskiego kościoła.
Wreszcie z ojcowską pobłażliwością, dobierając barw jasnych, przedstawił ksiądz kanonik stan moralny swojej rozległej parafji jednej z najliczniejszych w djecezji. Tej pomyślny stan duchowy parafian Janowskich — to owoc nieustannej pracy czcigodnego księdza kanonika, to wynik jego długoletniej kapłańskiej działalności. Jednak, zapoznając swoje własne zasługi, głośno i publicznie wobec Zwierzchnika Duchowieństwa podniósł ksiądz kanonik zasługi miejscowych wikaryuszów, jako gorliwych pomocników swoich w pracy nad podniesieniem ludu i w dbałości o dobro kościoła; przedewszystkiem zaś wyraził swoje szczere uznanie księdzu Michałowi Zawiszy, organizatorowi chórów i orkiestry miejscowej, inicjatorowi wielu spraw użyteczności ogólnej. To też głęboko słuchacze uczuli dotkliwą stratę, jaką ponoszą przez mianowanie ks. Zawiszy na dziekana Tomaszowskiego.
Wieczorem jaśniała iluminacja, gdy ks. Biskup opuszczał miasto, aby udać się na spoczynek na plebanję na Białej, do mieszkania księdza Ostrowskiego. Różnokolorowe latarki, lampiony i kagańce rzęsiście oświetlały fronton kościoła i bramy tryumfalne, uroczysty stanowiąc widok.
Trzy dni następne gościł ks. Biskup Jaczewski w skromnej, lecz miłej plebanji na Białej, wśród starych lip, otaczających starożytny Bialski kościółek. Trzy dni ksiądz Ostrowski ze staropolską gościnnością podejmował nietylko Dostojnego Gościa, lecz i duchowieństwo, licznie przybyłe z całego Janowskiego i po części z sąsiednich dekanatów, oraz zaproszonych gości. Trzy dni wszystek lud okoliczny świętował uroczyście pobyt swojego Biskupa, a miasto przystrojone rozbrzmiewało weselem i radością. Te trzy dni nieustającego święta były jednak nieustającym trudem dla Dostojnego Gościa. Niestrudzony Pasterz codziennie od wczesnego ranka do zmroku, z małymi odpoczynkami, udzielał ludowi Bierzmowania: około 6000 wiernych przystąpiło do tego Sakramentu.
Następnego dnia po przyjeździe Jego Ekscelencyi w kościele Janowskim, gustownie przybranym zielenią i zapełnionym biernymi, odbyło się uroczyste nabożeństwo, celebrowane przez samego ks. Biskupa, z liczną asystą duchowieństwa. Podczas sumy znany kaznodzieja ks. Wydżga wygłosił słowo Boże o Bierzmowaniu, porywając słuchaczów darem swojej wymowy. Jednocześnie na dziedzińcu kościelnym licznym tłumom kazał głosem doniosłym ks. Abramowicz z Borowa. Po skończonej Mszy św. Dostojny Pasterz z wysokości tronu Biskupiego udzielił zgromadzonemu ludowi Apostolskiego bło-gosławieństwa, połączonego z odpustem zupełnym.
Ład i porządek z niemałym wysiłkiem dzielnie utrzymywała ogniowa straż ochotnicza. Obecność jej w kościele w hełmach na głowach, niby nowej straży Chrystusowej, niezwykły dla oczu, wzruszający dla serc przedstawiała widok.
Tegoż dnia wieczorem nad Białą, gdzie bawił ks. Biskup, niebo krwawą zaczerwieniło się łuną. To brama tryumfalna, ustawiona nieopodal plebanji i kościółka, przybrana obficie igłami świerczyny, w jednej chwili od palącej się lampki stanęła w płomieniach. Słup ognia wysoko wzniósł się ku niebu, trwożąc serca, grożąc w razie zmiany wiatru niebezpieczeństwem
drewnianemu kościółkowi. Ten nieoczekiwany, nadprogramowy fajerwerk trwał jednak niedługo: strawiwszy suche gałązki, ogień opadł, a wkrótce nadbiegł pierwszy oddział toporników straży ogniowej, będący w tej chwili w mieście na posterunku, podrąbał płonące rusztowanie i zwaliwszy bramę, usunął niebezpieczeństwo. Nazajutrz zaś wschodzący poranek nie znalazł już śladów pożaru: to włościanie Bialscy, niezwłocznie usunąwszy zgliszcza, wznieśli w nocy na miejscu spalonej nową bramę tryumfalną, aby dać nowy dowód swej miłości dla Najdostojniejszego Pasterza.
W te dni, dla Janowa pamiętne, świeżo powstała po wieloletnich zabiegach i prze-szkodach ogniowa straż ochotnicza, dzielnie zorganizowana przez swego naczelnika p. Jana Strachockiego, jaknajlepiej dowiodła pożytku i potrzeby swego istnienia. W ciągu całej uroczystości, na wszystkich nabożeństwach, nawet podczas obrzędu Bierzmowania przy osobie ks. Biskupa, członkowie straży, z naczelnikami oddziałów: p.p. Biżkiem, Kiciakiem, Kristełim i Tyszkiewiczem na czele, nieustannie na zmianę czuwali nad porządkiem, nad bezpieczeństwem osób i miasta. Ich ciągła obecność umożliwiła ład i zapobiegła nieszczęśliwym wypadkom wśród zgromadzonego wielotysięcznego tłumu. Oceniając ich pracę, Jego Ekscelencya osobiście dzię ko wał straży za poniesione trudy i przed odjazdem udzielił jej swego Pasterskiego błogosławieństwa.
Piękny to był obraz, gdy do straży ogniowej, zgromadzonej w komplecie przed plebanią na Białej, z p.p. Strachockim i Paszkiewiczem na czele, wyszedł Dostojny Pasterz. Podziękowawszy za pomoc i trudy, wskazywał straży pożytek jej i doniosłość zadania, zachęcał do wytrwania w zamierzonym zakresie służby społecznej, wreszcie błogosławił na drogę dalszego rozwoju i działalności dla dobra ogólnego. Zgięły się kolana, pochyliły się czoła, serca brały w siebie moc wytrwania, może poświęcenia w razie potrzeby. Pasterz stał w słońcu i błogosławił….
Wiele, bardzo wiele epizodów, scen wzruszających pozostanie w pamięci mie-szkańców z pobytu J. E. ks. Biskupa Jaczewskiego w Janowie. Ta staruszka osiemdziesięcioletnia, która domagała się widzenia Biskupa, powtarzając, że tego tylko pragnie przed śmiercią…. Dopuszczona przed Jego oblicze, z płaczem rzuciła się do stóp Pasterza i, łaskawie przyjęta przez Niego, odeszła w szczęściu… Ten niebywały napływ ludności okolicznej, kompanje pobożne, niby na odpust zdaleka przybyłe, niezwykle uroczysty i harmonijny nastrój wszystkich warstw i stanów, niezakłócony żadnym rozdźwiękiem… Ten żal ogólny, towarzyszący odjazdowi ks. Biskupa, wreszcie płacz dzieci zebranych w chwili odjazdu około Jego karety, płacz, tym bardziej wzruszający, że przecież z góry nie układany, więc wprost z serca płynący…
Znowu zasępiło się niebo, ciemne chmury zaległy na widnokręgu, gdy kareta, wioząca Biskupa z towarzyszami podróży, przez bramy tryumfalne z pożegnalnymi napisami, wśród głośnych okrzyków ludu, opuściła Janów, kierując się ku Krzeszowowi.
Banderja włościańska oczekiwała za miastem…
Jeszcze jedna silna, zasadnicza barwa w tym tle ogólnym przeżytego święta: to mrówcza, wytężona, ukryta, lecz wszędy widoczna praca niektórych pań miejscowych. Te kokardy, wstęgi, chorągiewki
i girlandy, setkami i tysiącami własnemi przygotowane rękami, rozdane uczestnikom uroczystości, rozwieszone po bramach i po mieście, te niezliczone szczegóły obchodu, których niepodobna objąć i spamiętać, to wszystko rezultat ich pracy i zabiegów.
Opisanie tego wszystkiego, wyliczenie szczegółów, oddanie należnej pochwały tej zasłudze — przechodzi możność przygodnego kronikarza…